Po powrocie do Klaksvík chcieliśmy pójść na obiad. Miasto słynie z przemysłu rybnego, więc pomyśleliśmy, że z rybą nie będzie tu problemu. Trochę się pomyliliśmy
:) Okazało się, że restauracja, w które serwują ryby otwarta jest dopiero późnym popołudniem. Fast foody nas nie interesowały. Wskazano nam tylko piekarnię, gdzie podobno można zjeść Fish&Chips. Nie mając specjalnie wyboru pojechaliśmy tam. Rzeczywiście można było tam nabyć rybę (lub kurczaka) z frytkami. Koszt: 79 koron (tutaj pewny nie jestem). Nic specjalnego, ale ja nigdy nie przepadałem za rybą w paniercę. Czas naglił. Prom mieliśmy o 14.50. Zakładaliśmy, że wstarczy być ze 20 minut wcześniej. Po raz kolejny się pomyliliśmy. Podjeżdzając na koniec kolejki (jest znak pokazujący, gdzie trzeba skręcić) byliśmy już prawie pewni, że nie starczy dla nas miejsca. Gdy zobaczyliśmy pełny prom, zaczęliśmy zastanawiać się gdzie indziej można jechać. Jednak wtedy zapukał do nas pan z obsługi i powiedział, iż musi zmierzyć nas samochód. Okazało się, że możemy jechać. Z pomocą innych pasażerów zostaliśmy upchnięci na promie jako ostatni. Samochód przed nami był za duży by się zmieścić. Jedna z zalet małego samochodu
:) Rejs na Kalsoy obfituje w ładne widoki.
Kalsoy jest górzystą wyspą. Znajdują się na niej cztery tunele drogowe, wszystkie w stylu dwóch poprzednich
:) Widoki cały czas świetne. Północ archipelagu rzeczywiście jest najpiękniejsza.
Po dojeździe do miejscowości Trøllanes, zapytaliśmy miejscowego o drogę do latarni Kallur (było to miejsce, które najbardziej chciałem odwiedzić). Okazało się, że aby tam dotrzeć trzeba zrobić dosyć strome podejście. Na dodatek wszystko znowu było śliskie. Po raz kolejny odezwały się moje nieodpowiednie buty (conversy, czemu nie pomyślałem o tym wcześniej?!) oraz problem z kolanem jednej osoby. Niestety latarnię sobie odpuściliśmy, zrobiliśmy tylko parę ładnych zdjęć okolicy. Aczkolwiek podejście nie jest raczej niemożliwe, bo widziałem rodzinę z dziećmi, która tamtędy szła. Trzeba tylko pamiętać o odpowiednim obuwiu.
Pośpieszyliśmy się i pojechaliśmy na wcześniejszy prom (tym razem kolejki prawie nie było). Pogoda robiła się coraz lepsza. Wyszło słońce i zaczynało robić się nawet ciepło
:)
Korzystając z pogody, pojechaliśmy jeszcze na wyspę Viðoy , a konkretniej do miejscowości Viðareiði. Na szczęście nie musieliśmy płynąć ponownie promem, ponieważ Viðoy jest połączona z Borðoy mostem.
W Klaksvík zajechaliśmy jeszcze tylko do restauracji Hereford (https://menu.fo/hereford). Zupa pyszna
:) CDN. PS. Zmniejszyć ilość zdjęć?Dzień 4 tym razem wyszła bardziej fotorelacja
Lekka odmiana. Tym razem nie pojechaliśmy w stronę Eysturoy. Chcieliśmy zwiedzić Vágar. W końcu trzecia największa wyspa archipelagu zasługuje na chwilę uwagi, nie?
:) Naszym pierwszym celem była wioska Gásadalur. Po drodze mijamy Sandavágur, Miðvágur, Sørvágur i Bøur. Odcinek Bøur-Gásadalur ma tutuł drogi widokowej. Widać z niej okoliczne wysepki - m.in. Tindhólmur i Gáshólmur. Wreszcie dojechaliśmy
:) W samym Gásadalur mieszka mniej niż 20 osób. Jeszcze niedawno temu była to jedna z najbardziej odizolowanych wiosek archipelagu. Łączność z resztą świata była bardzo utrudniona. Sytuacja znacznie poprawiła, gdy w 2004 wybudowano tunel prowadzący do wioski. Ilość mieszkańców wzrosła. Nadal można dotrzeć tu za pomocą starego górskiego szlaku (według przewodnika
;)). Wioska znana jest również ze swojego wodospadu, który mieliśmy zamiar zobaczyć. Po zaparkowaniu auta zaczęliśmy rozglądać się za miejscem, z którego można by było zrobić ładne zdjęcia Mulafossur (wodospadu oczywiście
;)). Znaleźliśmy jakąś żwirowową dróżkę, która prowadziła do chatki nad klifem. Był to potencjalny punkt obserwacyjny. Droga była co prawda zagrodzona sznurkiem, więc nie wiem czy dobrze zrobiliśmy wchodząć tam. Myślę jednak, że zagrodzenia powstało dla samochodów. Zresztą chatka wyglądała na raczej niezamieszkaną. Jak widać na zdjęciach, klify nie są w żaden sposób zabezpieczone.
Widok na Tindhólmur i Gáshólmur: Oraz na Mykines: Tutaj sama wioska:
Następnie pojechaliśmy zobaczyć Trøllkonufingur, czyli palec trola. W tym celu pojechaliśmy do miejscowości Sandavágur. Po drodze znowu ładne widoki. Po dojeździe do Sandavágur należy szukać znaku "Trøllkonufingur", który pokaże nam właściwy kierunek. Następnie należy rozglądać się za kolejnymi znakami. Droga prowadzi pod górę i nie jest asfaltowa. Do samego punktu widokowego prowadzi króciutki szlak. Ostatnim punktem dzisiejszej trasy było Tórshavn, czyli stolica Wysp Owczych. Jak na tutejsze warunki jest to prawdziwa metropolia. My po prostu przeszliśmy się bezcelowo po mieście, aby poczuć jego klimat
:) Na największą uwagę zasługuje Tinganes, czyli miejsce parlamentu farerskiego. Jest to najstarsza część miasta, która znajduje się na uroczym półwyspie. Kiedyś obradował tu Althing - dawna główna forma rządów na archipelagu.
CDNDzień 5 Czyli koniec sam wyjazdu. Lot helikopterem został na ostatni dzień
:) Rezerwacja lotu Sprawdzić rozkład, zrobić rezerwacje oraz zobaczyć ceny można na tej stronie: https://www.atlantic.fo/en/book-and-pla ... timetable/ My postanowiliśmy dokonać rezerwacji przez telefon. Niestety zupełnie o tym zapomnieliśmy i zadzwoniliśmy dopiero dzień przed planowaną podróżą. Oczywiście miejsc nie było na żaden lot. Pani z telefon powiedziała, że może sprzedać nam tylko bilety na lot Vágar-Tórshavn w dniu naszego wylotu. Wolelibyśmy lecieć na Koltur albo inną małą wyspę, ale nie było co wybrzydzać
:) W końcu lepszy rydz niż nic
:) Przed lotem Po przyjeździe na lotnisko zgłosiliśmy się przy stanowisku Atlantic Airways. Tam zapłaciliśmy i oberaliśmy bilety. Na monitorze obok stanowiska leciał film o bezpieczeństwie podczas lotu helikopterem. W końcu zgłosił się po nas pracownik linii. Zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy w stronę helikoptera. Zajęliśmy miejsca. Niestety lecieliśmy sami. Po kilku minutach zjawili się piloci. Zapytali nas czy obejrzeliśmy film. Po usłyszeniu odpowiedzi, wkrótce rozpoczęli start. Rzecz niesamowita. Wyspy Owcze prezentują się po prostu bardzo ładnie. Lot nad północną częścią musi być niesamowity
:) Po locie Po wylądowaniu w Tórshavn musieliśmy szybko opuścić maszynę. Chwilę potem nasze miejsca inne osoby, a helikopter udał się w dalszą podróż.
Nieziemskie widoki, szkoda tylko że ceny noclegów zabijają
;) Tak czy siak też mam Wyspy Owcze na liście 'must see'
:) A banknot rzeczywiście piękny, choć według mnie ładniejsze są kambodżańskie riele
:) https://scontent-fra3-1.xx.fbcdn.net/hp ... e=565B7204
Byłam tam 6 godzin. W Torshavn, strasznie klaustrofobiczne miejsce dla mnie choc swoj urok napewno ma :) Niestety tak strasznie wialo ( okolice pazdziernika) ze z trudem moglam wysiasc z samochodu. Ale zmienilam zdanie na temat tego wiatru kiedy przyszlo mi wysiadac z samochodu na zachodniej Islandii. :)
Byłam tam 6 godzin. W Torshavn, strasznie klaustrofobiczne miejsce dla mnie choc swoj urok napewno ma
:) Niestety tak strasznie wialo ( okolice pazdziernika) ze z trudem moglam wysiasc z samochodu. Ale zmienilam zdanie na temat tego wiatru kiedy przyszlo mi wysiadac z samochodu na zachodniej Islandii.
:)
Napisz cos o lokalnym jezyku. Kiedys mialam okazje wspierac technicznie Avis i wlasnie oddzial na Wyspach Owczych. Jak mi przeslali print screen z ich komputera, to troche zwatpilam
;-) Podoba ze zdjec wyglada troche podobnie do Szetlandow w lecie.
Na początku chciałbym bardzo podziękować za wszystkie komentarze
:)@krasnal dziękuje za polecenie książki@lubietenstan dziękuję, zdjęcia z telefonu. Na Islandii nie byłem, ale wierzę na słowo
:)@maciass my z noclegami mieliśmy taki problem, że odłożyliśmy rezerwowanie na ostatnią chwilę. Wyszliśmy z założenia, że skoro nie jeździ tam dużo osób, to bez problemu znajdziemy nocleg. Skończyło się na tym, że mieliśmy ba(aaa)rdzo ograniczony
:)Riale faktycznie piękne
:)@Michelle J Okreglicka oj tak, Torshavn ma swój urok
:) Osobiście miasto mi się podobało. Przyjeżdżając do niego z kilkunastoosobowego Gasadalur, można się poczuć jak w wielkim mieście
:)@Aga_podrozniczka ale o czym mam napisać - o historii, o pochodzeniu? Patrząc na niektóre nazwy można odnieść, że Farerczycy opanowali do perfekcji tworzenia nazw, które mało kto będzie umiał poprawnie wypowiedzieć
:) Kollfjarðartunnilin, Árnafjarðartunnilin, Æðuvík, tveyogtjúgu
;) (chociaż o polskim można powiedzieć to sam)@BooBooZB super zdjęcia
:)
Ciekawa relacja. Ja też jakiś czas temu natknęłam się gdzieś na zdjęcia z tych wysp i od razu stwierdziłam, że kiedyś muszę tam dotrzeć. Wiem, że nie wszystkim odpowiadają takie krajobrazy, ale na mnie robią wrażenie.Według mnie ilość zdjęć jest ok. Pomagają mi one lepiej wczuć się w Twoją relację.
Piękne miejsca
:) Relacja bardzo ciekawa. Musze się tam kiedyś wybrać. Kraje północy są intrygujące i lekko tajemnicze.Ilość zdjęć w relacji odpowiednia - czuć tamtejszy klimat podczas oglądania
:D
Po powrocie do Klaksvík chcieliśmy pójść na obiad. Miasto słynie z przemysłu rybnego, więc pomyśleliśmy, że z rybą nie będzie tu problemu. Trochę się pomyliliśmy :) Okazało się, że restauracja, w które serwują ryby otwarta jest dopiero późnym popołudniem. Fast foody nas nie interesowały. Wskazano nam tylko piekarnię, gdzie podobno można zjeść Fish&Chips. Nie mając specjalnie wyboru pojechaliśmy tam. Rzeczywiście można było tam nabyć rybę (lub kurczaka) z frytkami. Koszt: 79 koron (tutaj pewny nie jestem). Nic specjalnego, ale ja nigdy nie przepadałem za rybą w paniercę.
Czas naglił. Prom mieliśmy o 14.50. Zakładaliśmy, że wstarczy być ze 20 minut wcześniej. Po raz kolejny się pomyliliśmy. Podjeżdzając na koniec kolejki (jest znak pokazujący, gdzie trzeba skręcić) byliśmy już prawie pewni, że nie starczy dla nas miejsca. Gdy zobaczyliśmy pełny prom, zaczęliśmy zastanawiać się gdzie indziej można jechać. Jednak wtedy zapukał do nas pan z obsługi i powiedział, iż musi zmierzyć nas samochód. Okazało się, że możemy jechać. Z pomocą innych pasażerów zostaliśmy upchnięci na promie jako ostatni. Samochód przed nami był za duży by się zmieścić. Jedna z zalet małego samochodu :) Rejs na Kalsoy obfituje w ładne widoki.
Kalsoy jest górzystą wyspą. Znajdują się na niej cztery tunele drogowe, wszystkie w stylu dwóch poprzednich :) Widoki cały czas świetne. Północ archipelagu rzeczywiście jest najpiękniejsza.
Po dojeździe do miejscowości Trøllanes, zapytaliśmy miejscowego o drogę do latarni Kallur (było to miejsce, które najbardziej chciałem odwiedzić). Okazało się, że aby tam dotrzeć trzeba zrobić dosyć strome podejście. Na dodatek wszystko znowu było śliskie. Po raz kolejny odezwały się moje nieodpowiednie buty (conversy, czemu nie pomyślałem o tym wcześniej?!) oraz problem z kolanem jednej osoby. Niestety latarnię sobie odpuściliśmy, zrobiliśmy tylko parę ładnych zdjęć okolicy. Aczkolwiek podejście nie jest raczej niemożliwe, bo widziałem rodzinę z dziećmi, która tamtędy szła. Trzeba tylko pamiętać o odpowiednim obuwiu.
Pośpieszyliśmy się i pojechaliśmy na wcześniejszy prom (tym razem kolejki prawie nie było). Pogoda robiła się coraz lepsza. Wyszło słońce i zaczynało robić się nawet ciepło :)
Korzystając z pogody, pojechaliśmy jeszcze na wyspę Viðoy , a konkretniej do miejscowości Viðareiði. Na szczęście nie musieliśmy płynąć ponownie promem, ponieważ Viðoy jest połączona z Borðoy mostem.
W Klaksvík zajechaliśmy jeszcze tylko do restauracji Hereford (https://menu.fo/hereford). Zupa pyszna :)
CDN.
PS. Zmniejszyć ilość zdjęć?Dzień 4 tym razem wyszła bardziej fotorelacja
Lekka odmiana. Tym razem nie pojechaliśmy w stronę Eysturoy. Chcieliśmy zwiedzić Vágar. W końcu trzecia największa wyspa archipelagu zasługuje na chwilę uwagi, nie? :) Naszym pierwszym celem była wioska Gásadalur. Po drodze mijamy Sandavágur, Miðvágur, Sørvágur i Bøur.
Odcinek Bøur-Gásadalur ma tutuł drogi widokowej. Widać z niej okoliczne wysepki - m.in. Tindhólmur i Gáshólmur.
Wreszcie dojechaliśmy :)
W samym Gásadalur mieszka mniej niż 20 osób. Jeszcze niedawno temu była to jedna z najbardziej odizolowanych wiosek archipelagu. Łączność z resztą świata była bardzo utrudniona. Sytuacja znacznie poprawiła, gdy w 2004 wybudowano tunel prowadzący do wioski. Ilość mieszkańców wzrosła. Nadal można dotrzeć tu za pomocą starego górskiego szlaku (według przewodnika ;)). Wioska znana jest również ze swojego wodospadu, który mieliśmy zamiar zobaczyć. Po zaparkowaniu auta zaczęliśmy rozglądać się za miejscem, z którego można by było zrobić ładne zdjęcia Mulafossur (wodospadu oczywiście ;)). Znaleźliśmy jakąś żwirowową dróżkę, która prowadziła do chatki nad klifem. Był to potencjalny punkt obserwacyjny. Droga była co prawda zagrodzona sznurkiem, więc nie wiem czy dobrze zrobiliśmy wchodząć tam. Myślę jednak, że zagrodzenia powstało dla samochodów. Zresztą chatka wyglądała na raczej niezamieszkaną. Jak widać na zdjęciach, klify nie są w żaden sposób zabezpieczone.
Widok na Tindhólmur i Gáshólmur:
Oraz na Mykines:
Tutaj sama wioska:
Następnie pojechaliśmy zobaczyć Trøllkonufingur, czyli palec trola. W tym celu pojechaliśmy do miejscowości Sandavágur. Po drodze znowu ładne widoki.
Po dojeździe do Sandavágur należy szukać znaku "Trøllkonufingur", który pokaże nam właściwy kierunek. Następnie należy rozglądać się za kolejnymi znakami. Droga prowadzi pod górę i nie jest asfaltowa. Do samego punktu widokowego prowadzi króciutki szlak.
Ostatnim punktem dzisiejszej trasy było Tórshavn, czyli stolica Wysp Owczych. Jak na tutejsze warunki jest to prawdziwa metropolia. My po prostu przeszliśmy się bezcelowo po mieście, aby poczuć jego klimat :) Na największą uwagę zasługuje Tinganes, czyli miejsce parlamentu farerskiego. Jest to najstarsza część miasta, która znajduje się na uroczym półwyspie. Kiedyś obradował tu Althing - dawna główna forma rządów na archipelagu.
CDNDzień 5
Czyli koniec sam wyjazdu. Lot helikopterem został na ostatni dzień :)
Rezerwacja lotu
Sprawdzić rozkład, zrobić rezerwacje oraz zobaczyć ceny można na tej stronie: https://www.atlantic.fo/en/book-and-pla ... timetable/
My postanowiliśmy dokonać rezerwacji przez telefon. Niestety zupełnie o tym zapomnieliśmy i zadzwoniliśmy dopiero dzień przed planowaną podróżą. Oczywiście miejsc nie było na żaden lot. Pani z telefon powiedziała, że może sprzedać nam tylko bilety na lot Vágar-Tórshavn w dniu naszego wylotu. Wolelibyśmy lecieć na Koltur albo inną małą wyspę, ale nie było co wybrzydzać :) W końcu lepszy rydz niż nic :)
Przed lotem
Po przyjeździe na lotnisko zgłosiliśmy się przy stanowisku Atlantic Airways. Tam zapłaciliśmy i oberaliśmy bilety. Na monitorze obok stanowiska leciał film o bezpieczeństwie podczas lotu helikopterem. W końcu zgłosił się po nas pracownik linii. Zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy w stronę helikoptera. Zajęliśmy miejsca. Niestety lecieliśmy sami. Po kilku minutach zjawili się piloci. Zapytali nas czy obejrzeliśmy film. Po usłyszeniu odpowiedzi, wkrótce rozpoczęli start. Rzecz niesamowita. Wyspy Owcze prezentują się po prostu bardzo ładnie. Lot nad północną częścią musi być niesamowity :)
Po locie
Po wylądowaniu w Tórshavn musieliśmy szybko opuścić maszynę. Chwilę potem nasze miejsca inne osoby, a helikopter udał się w dalszą podróż.